Czcionka:

Kontrast:

News

Czy procedury UDT są trudne i czy UDT jest w ogóle potrzebny?

Rozmowa z Adamen Agackim, CEO stacjeladowania.com, z której dowiecie się wielu kwestii związanych z UDT (Urząd Dozoru Technicznego).

Czy procedury UDT są trudne i czy UDT jest w ogóle potrzebny?

Stacja ładowania Elocity

[Michał Baranowski, CEO Elocity]  Mimo, że elektromobilność to bardzo młody rynek, można powiedzieć, że należysz do jej pionierów w Polsce...

[Adam Agacki, CEO stacjeladowania.com] Kiedy trzy lata temu zaczynaliśmy przygodą z elektromobilnością, mówiliśmy o tym, że trzeba budować infrastrukturę i stacje ładowania, bo samochody elektryczne to przyszłość. Wielu znajomych wówczas się uśmiechało, rzekłbym, że nawet szyderczo. Niedowierzali, że te samochody elektryczne i ładowarki do nich będą kiedykolwiek potrzebne. Minęły trzy lata i te same uśmiechy mają trochę inny wyraz. Pojawia się nawet pytanie: skąd wiedziałeś, że właśnie tym trzeba się zająć, że rynek ten będzie się tak mocno i szybko rozwijał?

Skąd wiedziałeś?

Jak ze wszystkim - należy nieco spojrzeć do przodu. Tak samo, jak dziś zastanawiamy się, co będzie za 5 czy 10 lat. Kilka lat temu uznaliśmy, że patrząc na to, co dzieje się za zachodnią granicą, wiedzieliśmy, że również w Polsce od tego nie uciekniemy. Wiedzieliśmy, że to samochody elektryczne to trend, który przyjdzie do Polski wcześniej czy później, a wszystko wskazywało na to, że nastąpi to prędzej.

To prawda, obecnie coraz więcej koncernów motoryzacyjnych wprowadza modele elektryczne. Niektórzy już deklarują, że bardzo szybko przestaną produkować samochody napędzane silinikami benzynowymi czy diesla. Wrócmy jednak do Twojej firmy. Dzisiaj jesteś w dość specyficznym miejscu, bardzo fajnym biznesowo. Jesteś partnerem technologicznym dla sieci Noxo...

Zgadza się. Sieć Noxo buduje stacje ładowania w całej Polsce. Jest to polska firma, a my jesteśmy jej partnerem technologicznym. Oznacza to, że zajmujemy się budowaniem stacji ładowania dla tej sieci. 

Czyli wykonujecie tzw. czarną robotę.

Można tak powiedzieć, ale robimy to chyba dobrze, bo nasz klient jest zadowolony i cały czas zleca nam kolejne realizacje.

Dużo negatywnych emocji wzbudza UDT (Urząd Dozoru Techniczego). Czy odbiory UDT są trunde? Z naszej perspektywy wiemy, że tak nie jest, jednak wielu operatorów narzeka, że te procedury są nie do przejścia.

To nieprawda, że są nie do przejścia. Dowodem tego jest to, iż mamy już kilkadziesiąt stacji odebranych w tej procedurze i to bez jakiś większych problemów. Zaczynaliśmy robić pierwsze odbiory UDT wtedy, kiedy to były ich pierwsze odbiory. Uczyliśmy się, jak to robić. UDT również się uczył. Wszyscy przechodziliśmy tę ścieżkę. Mamy z tym dobre doświadczenia. Inspektorzy, których spotykaliśmy na naszej drodze, wykazywali się dużym zrozumieniem i cieprpliwością. Podpowiadali różne rozwiązania. Nie byli surowymi sędziami. Oczywiście wszystko musiało być zawsze zgodne z procedurą, ale sugerowali, co należy zrobić, żeby usprawnić proces. Dzięki temu, mimo że na przykład termin formalny to ok. 30 dni, zdarza się i tak, że już w dwa tygodnie od montażu robimy odbiory UDT. Można powiedzieć, że dzisiaj mamy już wypracowany ten temat.

Z Twojej perspektywy - czy UDT jest potrzebny?

Na ten temat toczy się dyskusja. Dużo rozmawiamy o tym w stowarzyszeniach branżowych. Jeżeli spojrzymy na to od strony jakości i bezpieczeństwa, to ewidentnie należy zadbać o to, by te urządzenia zostały zainstalowane w odpowiedni sposób. Jakaś kontrola więc musi być. Czy jednak powinna być realizowana w tej formule? Szczerze powiem, że np. małe ładowarki AC, mogłyby być wyłączone z tej procedury. Chodzi o to, żeby te narzędzia były w jakiś sposób zbadane przez UDT jednorazowo lub nawet certyfikowane. Dzięki temu zostałyby włączone na listę urządzeń, które uzyskały certyfikat i mogą być instalowane przez wykwalifikowanych instalatorów. Ale też nie każdy, kto posiada uprawnienia elektryczne powinien je instalować. Zatem, jeśli mamy certyfikowane stacje ładowania i instalatora również z certyfikatem, wówczas odbiory UDT mogłyby nie być konieczne.

Jest w tym sens. Ile ładowarek dotąd zainstalowaliście?

Nie powiem dokładnie, ale jest to ponad 300 urządzeń. W dużej mierze były to ładowarki domowe, prywatne.

A publicznych?

Blisko 100.

Czy budowa ładowarki budzi jakieś emocje wśród mieszkańców? Jest zaciekawienie?

Budzą się emocje. Nawet czasami skrajne. Wielu obserwatorów komentuje: a po co to komu, przecież tych samochodów elektrycznych w ogóle jeszcze nie ma. Inni z kolei mówią: super, będzie coś ciekawego. Na pewno wzbudza zainteresowanie. Jest to taki element przestrzeni miejskiej, który przykuwa wzrok. Dlatego staramy się dbać o to, żeby urządzenia, które instalujemy były dobrze wyeksponowane, dobrze oznakowane i dobre jakościowo. Mówiąc wprost, żeby nie szpeciły naszej przestrzeni miejskiej.

Faktycznie. Jedne ładowarki są ładniejsze, drugie brzydsze, ale właśnie dużo zależy od tego, jak są wykonane i oznaczone.

My też brandujemy same ładowarki. Znajdują się tam logotypy naszych klientów. To fajnie wyróżnia klienta. Kiedy instalujemy ładowarki naszym klientom, np. przed ich biurowcami, to ta ładowarka jest w pewnym sensie wizytówką tego przedsiębiorcy. Jak ktoś przyjeżdża to widzi, że pod nowoczesnym biurowcem stoi nowoczesna ładowarka z logo partnera. Automatycznie postrzega się tę firmę jako bardziej nowoczesną, technologiczną. Niewątpliwie budzi to pozytywne skojarzenia.

Tak, też lubię jeździć w miejsca, gdzie są stacje ładowania. A propos - jakim samochodem jeździsz na co dzień?

Najczęściej poruszam się Mitsubishi Outlanderem PHEV.

Jakiś czas temu pojawił się komunikat prasowy, że w Europie sprzedanych zostało 200 tysięcy tych aut. Jak to skomentujesz?

Spośród różnych PHEV, czyli hybryd ładowanych z gniazdka, w mojej ocenie jest to jeden z lepszych samochodów. Duży, wygodny. Innym słowy - porządny SUV. Dzięki temu, że jest ładowany z gniazdka i ma całkiem przyzwoitą baterię, można wyłącznie na samym prądzie przejechać ok. 30-40 kilometrów. 

Czy Twoim zdaniem hybrydy typu plug-in są dobre dla elektromobilności?

Są pewnym zagrożeniem. Ja je lubię, bo umiem posługiwać się tym narzędziem.

Penwie przez to, że jesteś z branży. Masz ładowarkę w domu i w biurze.

Tak, ale panuje też pewne przekonanie, że hybrydy plug-in mają być pomostem do pełnej elektromobilności. W mojej ocenie tak nie jest. Znam bardzo wielu kierowców tego typu aut, którzy mówią: nie przesiądę się nigdy do samochodu elektrycznego, bo zawiodłem się na hybrydzie plug-in. Wówczas tłumaczę, że hybryda plug-in to nie jest pół stopień do pełnego elektryka. To zupełnie inny kierunek. Trzeba pamiętać o wadach hybryd, m.in. o tym, że najczęściej mają mały zbiornik paliwa. 

Dla mnie hybrydy plug-in są takim pomostem, ale pod warunkiem, że ktoś zakocha się w tym napędzie elektrycznym i będzie dążył do tego, by zasięg był jak największy. Wtedy uwierzy, że te samochody elektryczne mają faje zasięgi.

Czyli hybryda plug-in jest dobra, ale nie dla każdego. Raczej dla świadomego kierowcy.

Jak widzisz przyszłość elektromobilności w Polsce? Mam wrażenie, że mimo wszystko biznes ją napędza...

Ogólnie biznes ma wpływ na motoryzację. Jeżeli pojawiają się nowe modele samochodów, to one najczęściej w pierwszej kolejności trafiają w ręce klientów biznesowych. Właściciele firm wymieniają swoje floty, kupują samochody w leasing czy decydują się na wynajem długoterminowy. Mimo, że jesteśmy partnerem technologicznym Noxo, to pracujemy również z innymi klientami. Dostarczami ładowarki i stacje ładowania dla wielu innych podmiotów. Wśród naszych klientów mamy bardzo dużą grupę hoteli, klientów z branży stalowej. Wiele firm już przesiada się do samochodów elektrycznych. Zatem, jeśli pytasz czy elektromobilność będzie rozwijała się przez biznes, to odpowiedź brzmi: absolutnie tak.